Przymusowa i tajna antykoncepcja etiopskich kobiet
Władze Izraela przyznały, że w latach po 2010 roku stosowały metody, mające na celu pozbawienie imigrantek z Etiopii możliwości zajścia w ciążę.
Napisała o tym izraelska gazeta „Haaretz”. Okazuje się, że na granicy kraju żydowskim imigrantom z Etiopii wstrzykiwano długotrwale działające środki antykoncepcyjne. Był to lek Depo Provera, podawany w postaci zastrzyków, które hamują owulację na trzy miesiące. Lek ów podawano kobietom bez ich zgody, tłumacząc że to szczepionki, które należy powtarzać co 90 dni.
Informacje te podawały same etiopskie imigrantki. 35 kobiet wystąpiło w programie będącym wynikiem dziennikarskiego śledztwa izraelskich dziennikarzy. Wspominały, że nie chciały poddawać się zastrzykom, ale były do tego zmuszane. Po programie i licznych apelach izraelskich organizacji obrońców praw człowieka, generalny dyrektor izraelskiego ministerstwa zdrowia wydał polecenie zaprzestania tych procedur czterem organizacjom medycznym, które się tym zajmowały. Argumentowano, że ginekolodzy nie mają prawa przepisywać etiopskim imigrantkom Depo Provera jeżeli są najmniejsze wątpliwości co to tego, czy kobieta ma świadomość jakie to przyniesie efekty, a w razie trudności z porozumiewaniem się, są zobowiązani do wezwania tłumacza.
Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że akcja ta musiała być prowadzona od dawna, na co wskazują wyniki badań, mówiące o tym, że dzietność w etiopskiej społeczności Izraela w ciągu ostatnich 10 lat zmniejszyła o 50 procent i podejrzewa się, że jest to efektem stosowania na szeroką skalę tego skandalicznego procederu.
Od lat 80. do Izraela przybyło około 100 tysięcy etiopskim wyznawców judaizmu tzw. Felaszów, którzy od tego czasu wielokrotnie skarżyli się na rasistowskie i dyskryminacyjne praktyki wobec nich. Według oficjalnych danych w gospodarstwach domowych Felaszów zarobki są o 35 proc. niższe od średniej krajowej, a tylko połowa młodych kończy szkołę średnią; w przypadku pozostałej części ludności Izraela wskaźnik ten wynosi 63 proc.